91,4 FM :: Pelplin
94,2 FM :: Szymbark
97,1 FM :: Chojnice

Kalendarz

Dzisiaj: Sobota, 23.11.2024 r.
Imieniny: Adela, Felicyta, Klemens

Każda zniewaga człowieka jest zniewagą Boga. Każda forma upokorzenia drugiego człowieka jest swoistym zabójstwem, bo każdy człowiek ma bowiem wielką godność i jest to godność bycia dzieckiem Bożym. A zniewagę przezwyciężamy jedynie przez przebaczenie - powiedział o. Leszek Pyś, redemptorysta z Watykanu, podczas Mszy Świętej, której przewodniczył dzisiaj, 13 czerwca rano przy grobie św. Jana Pawła II w Bazylice św. Piotra.

W swojej homilii o. Leszek Pyś nawiązał do Ewangelii dnia, zawierającej fragment kazania na Górze Błogosławieństw. Chrystusa słuchały tłumy. „Jezus otwiera przed nimi panoramę życia, panoramę, która daje życie. Nie wystarczy bowiem być poprawnym moralnie, aby być sprawiedliwym. Aby wejść do Królestwa Niebieskiego potrzebne jest nowe, pozytywne i życzliwe spojrzenie na każdego człowieka. Nasza sprawiedliwość ma być większa od sprawiedliwości uczonych w Piśmie i faryzeuszów” - podkreślił o. Pyś.

Jak zaznaczył redemptorysta, „nie ma sensu stawać przed Bogiem, jeśli przedtem nie nastąpiło pojednanie z własnym bratem. Wykonać jako pierwszy gest pojednania, wyjść bliźniemu na spotkanie, posiadać miłosierne serce, które widzi o wiele więcej niż tylko słabości drugiego człowieka. To jest warunkiem oddawania czci Bogu”.

Ważne miejsce w życiu chrześcijanina zajmuje przebaczenie, które „nie polega na zwykłym zapomnieniu czy zlekceważeniu tego, co nastąpiło. Zniewaga wymaga zadośćuczynienia, uzdrowienia serca, ponieważ jest wielką raną na własnym sercu i na sercu bliźnich”.

Przebaczenie otwiera człowieka na Bożą miłość. „Poprzez przebaczenie wchodzimy w miłość Boga, która prowadzi nas do pojednania, do odnowienia relacji nie tylko z Bogiem, ale i z bliźnim, która została zniszczona, do możliwości spojrzenia na nowo w oczy drugiej osoby i do odnowienia jej przez to spojrzenie” - mówił o. Leszek Pyś. Dodał: „I w ten sposób staje się czynem, przez który oddajemy Bogu cześć i uwielbienie. Tylko w Jezusie Chrystusie jesteśmy w stanie przebaczyć i oddać miłą Bogu cześć w naszym codziennym życiu”.

O. Pyś podsumował, że „radykalizm Jezusowej nauki tkwi w miłości. Jesteśmy Jego autentycznymi uczniami wtedy, kiedy odnajdujemy w drugim człowieku tę miłość, którą umiłował nas Bóg. I to jest to więcej, które oczekuje od nas Chrystus”.

Mszę św. koncelebrowało około 60 kapłanów. Obecny był także Jałmużnik Papieski kard. Konrad Krajewski. Uczestniczyli pielgrzymi z Polski, m.in. księża neoprezbiterzy z diecezji radomskiej i warszawsko-praskiej, jak również Polacy mieszkający w Rzymie i okolicach.

Ks. Paweł Rytel-Andrianik, Artur Hanula, vaticannews.va/pl

Dokładnie 25 lat temu, 13 czerwca 1999 r., podczas Mszy św. odprawionej przez Jana Pawła II w Warszawie, w czasie jego pielgrzymki do Polski, miała miejsce beatyfikacja Edmunda Bojanowskiego.

Podczas homilii Papież m.in. powiedział: „Apostolstwo miłosierdzia wypełniło (…) życie błogosławionego Edmunda Bojanowskiego. Ten wielkopolski ziemianin, obdarowany przez Boga licznymi talentami i szczególną głębią życia religijnego, mimo wątłego zdrowia, z wytrwałością, roztropnością i hojnością serca prowadził i inspirował szeroką działalność na rzecz ludu wiejskiego. Wiedziony pełnym wrażliwości rozeznaniem potrzeb, dał początek licznym dziełom wychowawczym, charytatywnym, kulturalnym i religijnym, które wspierały materialnie i moralnie rodzinę wiejską. Pozostając świeckim człowiekiem, założył dobrze w Polsce znane Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy Niepokalanie Poczętej. (…) Zapisał się w pamięci ludzkiej jako ‘serdecznie dobry człowiek’, który z miłości do Boga i do człowieka umiał skutecznie jednoczyć różne środowiska wokół dobra. (…) Dał wyjątkowy przykład ofiarnej i mądrej pracy dla człowieka, ojczyzny i Kościoła”.

Mimo że od śmierci Bojanowskiego minęły już 153 lata, to jego przesłanie jest nadal aktualne, przede wszystkim dlatego, że jego aktywność bazowała najpierw na głębokiej, autentycznej religijności, wyrażającej się w głębokiej wierze i modlitwie, której każdy z nas może się od niego uczyć. Z codziennej Eucharystii i nabożeństwa do Matki Najświętszej czerpał moc do pokonywania wszelkich trudności i realizowania swoich celów. Bezgranicznie ufał i był posłuszny Bożej woli. A życie jego nie było łatwe: zawsze miał w nim pod górkę. Chciał bawić się tak jak inne dzieci, ale choroba mu to uniemożliwiała, chciał walczyć o niepodległość Polski, ale stan zdrowia mu na to nie pozwalał, chciał kontynuować studia we Wrocławiu i Berlinie, ale nie mógł, życzył dobrze założonemu przez siebie Zgromadzeniu, ale siostry nie zawsze go rozumiały i sprzeciwiały się wielokrotnie jego planom, pragnął wreszcie zostać księdzem, ale Pan Bóg chciał inaczej. Mimo wszystko Bojanowski był wewnętrznie spokojny, gdyż zdawał się na wolę Bożą, która była dla niego źródłem mocy i pokoju. Uważał, że należy robić to co jest w naszej mocy, resztę zaś należy zostawić staraniu Bożej Opatrzności i zaufać jak dziecko Matce Najświętszej.

Następnym rysem duchowości Edmunda była jego litość wobec ludzkiej biedy, która przeradzała się w świadczenie miłosierdzia wobec bliźnich. Jest zadziwiające, że ten wykształcony, zamożny człowiek, solidaryzował się z wieśniakami, prostym ludem, i to aż do samej śmierci; zniżał się cicho i pokornie do najbiedniejszych z biednych, do sierot i nędzarzy. Owo współczucie w cierpieniu, litość wyzwalająca miłosierdzie rozciągały się u niego na cały otaczający świat. I co ciekawe – nie użalał się nad sobą, mimo doświadczenia uciążliwej choroby. Jest to znak o wysokiej klasie człowieka.

Kolejnym rysem duchowości naszego bohatera była wyjątkowa miłość do Kościoła i narodu, której współczesnym Polakom coraz bardziej brakuje. Bojanowski był człowiekiem świeckim, ale całą swoją działalność rozwijał w klimacie szacunku i miłości do duchowieństwa, nie czując się równocześnie poddanym kleru. Wielokrotnie też chwalił ofiarność narodu polskiego, ale także miał odwagę być krytycznym wobec tego wszystkiego, co duchowi polskiemu szkodziło. O jego umiłowaniu Ojczyzny świadczą nie tylko jego czyny, ale także zapiski, które poczynił przede wszystkim w swoim „Dzienniku”.

Innym rysem osobowości Bojanowskiego jest troska o wychowanie dzieci. Jest oczywiste, że stwarzając ochronki, musiał on opracować program wychowawczy oraz różnego rodzaju gry i zabawy. We współczesnym świecie daje się zauważyć tendencję sprowadzania wychowania tylko do wykształcenia, do przekazywania wiadomości i umiejętności, do umniejszania roli rodziców w procesie wychowania, widoczny jest często brak koordynacji między rodziną, szkołą, Kościołem i państwem, propagowany jest relatywizm moralny i relatywizm odnoszący się do podstawowych wartości życia ludzkiego, wreszcie dzieci i młodzież są rzucane na pastwę ogromnej liczby scen antywychowawczych i takiej też propagandy w środkach masowego przekazu, zwłaszcza w telewizji i Internecie: scen gwałtu, przemocy, scen propagujących łatwe sukcesy, banalizujących problemy życia płciowego, budzących lęk, itp. Często też inne wartości są wpajane dziecku w rodzinie, inne w szkole czy Kościele, inne jeszcze przez środki masowego przekazu, czy propagowane lub narzucane przez ugrupowania polityczne. 

W obliczu wspomnianych zagrożeń, jako ich antidotum, jawi się wizja wychowania chrześcijańskiego, które ze strony Edmunda Bojanowskiego zawsze było pojmowane w znaczeniu integralnym, czyli oddziałującym na całego człowieka. 

W życiu i działalności Bojanowskiego uwydatnia się wreszcie w sposób bardzo wyraźny apostolstwo pierwszego zakresu, głównie w dziedzinie zaangażowania społecznego na rzecz wsi. Chodzi tutaj nie o apostolstwo zza biurka (książki, artykuły, konferencje, itp.), ale o apostolstwo poprzez bezpośredni kontakt z człowiekiem. Jakże nam dzisiaj potrzeba postaci takich jak Edmund w sztuce, w polityce, w nauce, w mass mediach, itp. Czyż nie jest dziwne, że w Polsce, kraju w którym większość stanowią jeszcze katolicy, propaguje się na różnych płaszczyznach życia idee niekatolickie, często wręcz pogańskie? Przykład Bojanowskiego uświadamia katolikom świeckim ich specyficzne powołanie do apostolstwa pierwszego zakresu, dręczy i pobudza sumienia oziębłych katolików, aby nie bali się swego powołania i odważnie angażowali się w szerzenie Królestwa Bożego na ziemi, aby nauka Chrystusa mogła przeniknąć poprzez ich działanie wszystkie zakresy życia, zwłaszcza aby odcisnęła swe piętno w życiu społecznym i politycznym. Kto zaś milczy i jest bierny niewątpliwie staje się niedobrowolnie współwinnym laicyzacji życia społecznego.

ks. Paweł Malecha/Vatican News

 

 

 

PRZYSTAŃ DLA RODZIN

11 czerwca w Publicznej Szkole Podstawowej w Bytoni (Gmina Zblewo) została poświęcona niedawno ukończona sala sportowa.

Wydział Katechetyczny Kurii Diecezjalnej Pelplińskiej zaprasza nauczycieli, wychowawców i katechetów do wzięcia udziału w wakacyjnych rekolekcjach pt. „Serce Dawida – spotkanie z Bożym Miłosierdziem”, które odbędą się w Pelplinie w dniach 24-27 czerwca 2024 roku, w budynku Collegium Marianum (Aleja Cystersów 2, 83-130 Pelplin).

Gościem Poranka w Radiu Głos był dziś, 11 czerwca 2024r., ks. dr Kazimierz Gurda - Biskup Diecezji Siedleckiej.

„Syn Pocieszenia”, pierwszy biskup Cypru – pisze ks. Arkadiusz Nocoń w felietonie dla portalu www.vaticannews.va/pl i Radia Watykańskiego. Dzisiaj, 11 czerwca wspominamy w kościele katolickim św. Barnabę, apostoła. Jego relikwie znajdują się w Mediolanie i Tuluzie. Jest patronem zakonu barnabitów, tkaczy, bednarzy, osób smutnych i strapionych.

Był Żydem pochodzącym z Cypru. Do Jerozolimy przybył, aby pogłębić swoją wiedzę religijną. Zafascynowany nauczaniem apostołów przyjął chrzest i dołączył do ich grona. Jako gorliwy uczeń Chrystusa odznaczał się głęboką wiarą i dobrocią serca. Był jednym z pierwszych, którzy przyjmując naukę Chrystusa sprzedali swoją ziemię, a pieniądze złożyli u stóp apostołów (por. Dz 4, 36-37), by w ten sposób wyrazić wdzięczność Bogu za dar wiary. Mimo, że nie został bezpośrednio powołany przez Jezusa, cieszy się tytułem apostoła.

To właśnie Barnaba odegrał w życiu Pawła decydującą rolę. Pozostali uczniowie nie dowierzali mu bowiem, pomni zła, które wyrządził Kościołowi. Barnaba przekonał ich, aby przyjęli go do swojego grona. Apostołowie podali mu więc prawicę, ale ponieważ miał zbyt wielu wrogów w Jerozolimie, wysłali go do rodzinnego Tarsu. Tam, po raz drugi, pomógł mu Barnaba. Udał się, by odszukać zapomnianego i bez apostolskich sukcesów Pawła i uczynić z niego Apostoła Narodów. Razem będą głosić Ewangelię w Antiochii, razem wyruszą w pierwszą podróż misyjną do Azji Mniejszej. Niestety, tuż przed drugą podróżą misyjną, drogi przyjaciół się rozeszły. Gdy Barnaba chciał zabrać ze sobą swego krewnego – Marka, Paweł „prosił, aby nie zabierał tego, który odszedł od nich w Pamfilii i nie brał udziału w ich pracy. Doszło więc do ostrego starcia, tak, że się rozdzielili” (Dz 15, 38-39).

Barnabę prawdopodobnie zabolało, że jego krewny Marek, po wycofaniu się z pierwszej podróży misyjnej, nie otrzymał od Pawła drugiej szansy. Obydwaj więc, Barnaba i Marek, udali się na Cypr, gdzie kontynuowali pracę apostolską, wzbudzając nienawiść Żydów, z powodu których Barnaba został pojmany i ukamienowany na rodzinnej wyspie ok. 60 roku.

Właściwe imię Barnaby brzmiało – Józef. Przydomek Barnaba, po aramejsku „Syn Pocieszenia”, nadali mu apostołowie, gdyż miał szczególny dar pocieszania zasmuconych. Dla Żydów imię oznaczało cechę lub zadanie do spełnienia, stąd Abraham, to „ojciec wielu narodów”, a Mojżesz to „ten, który został wyciągnięty z wody”. Podobnie było u dawnych Słowian: Lubomir miał „miłować pokój”, a Niemir „siać niezgodę”. 

Jakie znaczenie mają imiona w chrześcijaństwie i dlaczego na chrzcie świętym nadaje się imię dzieciom? Przede wszystkim, aby podkreślić, że dla Boga nie jesteśmy tłumem, ale kimś wyjątkowym, przyjacielem, którego woła On po imieniu. Ważne jest więc, aby imię nadawane na chrzcie nie było obce duchowi chrześcijańskiemu: najlepiej, aby było imieniem świętego, który dla dziecka będzie wzorem i opiekunem.

„Surowszy Paweł i łagodniejszy Barnaba” – ocenił obydwu apostołów św. Hieronim. I trudno się z nim nie zgodzić, i trudno nie być wdzięcznym Bogu za apostoła z Cypru. Jego dobroć, pogoda ducha i otwarta natura sprawiły, że nie bał się ryzyka zaufania, które dało światu „Apostoła Narodów” – św. Pawła, a nam doskonałą lekcję pozyskiwania dla Kościoła „trudnych” pracowników, bo być może i w naszym otoczeniu są ludzie z tzw. nieciekawą przeszłością. Zamknięci w sobie, w swoim „Tarsie”, czekają zgorzkniali i osamotnieni, na „Synów Pocieszenia”, współczesnych Barnabów, którzy obdarzając ich zaufaniem i dając im drugą szansę, przemienią ich w apostołów.

 
Ks. Arkadiusz Nocoń

https://www.vaticannews.va/pl/kosciol/news/2024-06/patron-dnia-swiety-barnaba-syn-pocieszenia.html