„To wręcz groteskowe, że chce się przedstawić światu człowieka takiego jak papież senior Benedykt XVI/Jospeh Ratzinger jako kłamcę, przypisując jedno wydarzenie 42 lata później, jednemu z setek spotkań, w których, jak mu się wydaje, mógł uczestniczyć lub nie.
Oskarżanie go o tak niską moralnie postawę nie tylko świadczy o całkowitym braku szacunku dla osoby i chrześcijanina, o wielkich zasługach dla Kościoła i społeczeństwa, ale jest także porażką ujawniającą własne intencje, które są realizowane w szaleńczej kampanii oczerniania jego osoby”. Tak mówi emerytowany prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Gerhard Müller w wywiadzie dla niemieckojęzycznego portalu kath.net na temat ogłoszonego 20 stycznia br. raportu o nadużyciach seksualnych w archidiecezji Monachium i Fryzyngi.
Kard. Müller przypomina, że Benedykt XVI/Joseph Ratzinger jest człowiekiem, który jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary i jako papież w decydującym momencie przywrócił na pierwszy plan zaniedbane kościelne prawo karne. „Czy to nie właśnie ci, którzy wówczas wyśmiewali go jako „panzerkardynała”, dziś zarzucają mu brak surowości wobec przestępców, choć w tych przypadkach nie ma nawet wątłych dowodów na zaniedbanie?” – pyta kardynał.
Raport o nadużyciach sporządzony przez archidiecezję Monachium i Fryzyngi wywołał wielkie zainteresowanie. Ocenia on również działalność ówczesnego arcybiskupa kardynała Josepha Ratzingera. Oskarża się go o niewłaściwe postępowanie w trzech sprawach. Przedstawione przez ekspertów dowody nie pozwalają jednak przyjąć, że Benedyktowi XVI udowodniono przewinienie. O wątpliwościach dotyczących dowodów i zasług papieża-seniora z kardynałem Gerhardem Ludwigiem Müllerem rozmawia Lothar Rilinger, emerytowany prawnik i specjalista w zakresie prawa pracy oraz emerytowany zastępca członka Sądu Krajowego Dolnej Saksonii.
Publikujemy tekst wywiadu.
Lothar C. Rilinger: Czy uważa Eminencja za "twierdzenie obronne", sformułowane w opinii biegłego, że ówczesny arcybiskup-kardynał Joseph Ratzinger miał nie być poinformowany o nadużyciach, choć jego poprzednicy i następcy byli informowani o przestępstwach popełnianych przez księży przez ówczesnych wikariuszy generalnych? Czy wiedzę innych biskupów o nadużyciach można przyjąć jako "przesłankę" i tym samym argumenty Benedykta XVI zakwalifikować jako "błąd logiczny"?
Kard. Gerhard Ludwig Müller: Nie potrzebuje on „twierdzenia obronnego”. Oskarżanie go o tak niską moralnie postawę nie tylko świadczy o całkowitym braku szacunku dla osoby i chrześcijanina o wielkich zasługach dla Kościoła i społeczeństwa, ale jest także porażką ujawniającą własne intencje, które są realizowane w szaleńczej kampanii oczerniania jego osoby.
Rilinger: Czy oskarżenie księdza o ekshibicjonizm należy uznać za drobne przestępstwo, skoro akt seksualny miał miejsce "przed" ofiarą, a nie "na" ofierze, a więc arcybiskup kardynał Ratzinger nie został poinformowany o tym procederze?
Kard. Müller: To, skąd bierze się skłonność do ekshibicjonizmu, jest pytaniem dla psychologii seksualnej. To, jak jej praktyka jest oceniana w świetle prawa karnego, zależy od decyzji właściwych sędziów sądów świeckich. Z moralnego punktu widzenia taki czyn jest grzechem ciężkim (por. 1 Kor 6, 9) Kto się tego dopuszcza, nie jest godzien kapłaństwa, ponieważ kapłan, podobnie jak każdy inny chrześcijanin, jest związany szóstym przykazaniem. Co więcej, reprezentuje on Chrystusa jako dobrego pasterza i dlatego powinien być duchowym i moralnym przykładem dla wszystkich wierzących (por. 1 P 5, 3). Ponadto ksiądz katolicki musi nie tylko poruszać się w granicach tego, co jest prawnie dozwolone, ale musi unikać wszelkiej obrazy swoim zachowaniem i wszelkiej dwuznaczności w mowie.
Rilinger: Czy to zrozumiałe, że arcybiskup Ratzinger nie zgłosił wykroczenia, lecz zajęła się nim sama administracja, ponieważ do nadużycia nie doszło w ramach wykonywania obowiązków kapłańskich, lecz w sferze prywatnej?
Kard. Müller: W przeszłości z pewnością istniała dobra praktyka nieangażowania ordynariusza we wszystkie szczegóły dotyczące nieczystych zachowań jego duchownych i pracowników świeckich, ponieważ nie chciano mu tego narzucać i uważano, że problem można rozwiązać samemu na poziomie działu personalnego. Dziś ludzie są bardziej wrażliwi i czujni na pierwsze oznaki. Nowe niebezpieczeństwo polega na tym, że pochopnie podejrzewa się niewinne osoby, a nawet rzuca się je na pożarcie mediom. Czy wszyscy oburzeni i agitatorzy w sprawie kardynała George`a Pella, który w ostatniej instancji został uniewinniony od wszystkich zarzutów wykorzystywania seksualnego, przeprosili go lub przynajmniej przeprosili Boga w swoim sumieniu?
Po Soborze rozpowszechnił się także postępowy wizerunek księży, których bohaterowie nie chcieli już być tak "spięci" w kwestiach moralności seksualnej. Liberalny ekskardynał McCarrick z USA był przez lata usprawiedliwiany w tych kręgach wymówką, że jego ofiary były tylko (!) kandydatami do kapłaństwa, którzy jako dorośli wiedzieli, co robią. Na tej frywolnej linii utrzymują się dziś obłudni "reformatorzy Kościoła", którzy chcą zapobiegać przestępstwom seksualnym wobec nastolatków, legalizując hetero- i homoseksualne kontakty księży lub świeckich pracowników z dorosłymi. Czyniąc to, podważają moralność objawioną i etykę naturalną, celibat zamieniają w bluźnierczą farsę i bezczeszczą małżeństwo mężczyzny i kobiety jako boski dar. To, co jest grzechem, nie jest określane przez samego chrześcijanina od dnia jego cywilnej dojrzałości, czyli od jego 18. urodzin. Jako dzieci, młodzież, dorośli, seniorzy wiemy, że jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem i Jego świętą wolą. Już przedchrześcijański filozof Seneka w traktacie „O życiu szczęśliwym” uznał: "W królestwie się rodzimy: posłuszeństwo Bogu jest wolnością". O ileż bardziej my, chrześcijanie, wierzymy, że wypełniając Boże przykazania, stajemy się wolni i szczęśliwi. „Zostaliście bowiem powołani do wolności (...) Tylko nie używajcie wolności jako usprawiedliwienia dla ciała, lecz służcie jedni drugim w miłości". (Ga 1, 5:13)
Kościół nie może wyjść z tej medialnej zapaści poprzez podważanie moralności seksualnej. Z nędzy seksualizacji i komercjalizacji naszej cielesnej egzystencji, która odzwierciedla jedynie rozpaczliwą pustkę sensu europejskiego nihilizmu, możemy się wydostać tylko wtedy, gdy zrozumiemy nasze bycie mężczyzną lub kobietą jako dyspozycję do miłości osobowej i gdy przeżyjemy je jako łaskę. Seksualność jest zawsze nadużywana, gdy staje się narkotykiem; ma znieczulać poczucie bezsensu. Jednak życie nigdy nie jest pozbawione sensu, ponieważ sens, rozum, Słowo Boże, stało się ciałem i zamieszkało wśród nas i pozostaje z nami w Jezusie Chrystusie ze swoją łaską i prawdą.
Bóg nie stworzył człowieka hetero-, bi,-trans- czy aseksualnym, pederastą czy lesbijką, pedo- i homofilem czy w jakiejkolwiek innej technice osiągania przyjemności, ale na swój obraz i podobieństwo stworzył każdego człowieka jako mężczyznę lub kobietę. I błogosławi parę, mówiąc: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, zaludniajcie ziemię". Jezus, Syn Boży i jedyny nauczyciel Bożej prawdy, definitywnie interpretuje tę antropologiczną prawdę pierwotną w taki sposób, że dzięki wzajemnej miłości mężczyzny i kobiety nie są już dwoje, lecz "jedno ciało" (Mt 19, 5).
Rilinger: Tydzień po tym, jak administracja dowiedziała się o skazaniu księdza, został on zwolniony z nauczania religii. Powodem zwolnienia był wymóg doktoratu, o który się ubiegał. Czy z tego argumentu można koniecznie wywnioskować, że skazanie za przestępstwo na tle seksualnym było powodem rozwiązania stosunku pracy?
Kard. Müller: Nie w żadnym wypadku. Każdy, kto tak czyni, myli procedurę zebrania wikariatu z metodami przesłuchań policji kryminalnej lub akrobacjami prawnymi amerykańskiej ławy przysięgłych. Nasi ludzie w administracji kościelnej nie wszyscy są kuci na cztery nogi, ale w większości bardzo łatwowierni, to znaczy bardziej prostoduszni niż gołębie i nie tak przebiegli jak węże. Ci, którzy tacy są, często jednak wyrządzają więcej szkód.
Oszuści wiedzą, że najłatwiej jest oszukać księży, aby wyciągnąć od nich pieniądze. Oczywiście, trzeba też uczyć się na błędach przeszłości w zarządzaniu ludźmi w Kościele, ale też nie popadać w przeciwną skrajność klimatu permanentnej podejrzliwości. Najlepszym zabezpieczeniem jest etos kapłański, któremu podporządkowują się proboszczowie i którego wzajemnie się trzymają. Ci, którzy codziennie jednoczą się z ofiarą Chrystusa na krzyżu w celebracji Świętej Eucharystii, z jego łaski pokonują każdą pokusę do grzechu.
Rilinger: Pedofilia była uważana za uleczalną, co mogło być również zgodne z dominującą w ówczesnym prawie karnym ideą resocjalizacji. Czy zaprzecza to "domniemaniu poprawy", że z powodu tych starań arcybiskup Ratzinger nie został poinformowany?
Kard. Müller: Jako osoba niezaangażowana nie wiem oczywiście, jak dokładne były to informacje w szczegółach. Ale nawet ci, którzy byli obecni, nie są już w stanie odtworzyć wydarzeń w całości z akt, a już na pewno nie z pamięci. Ale ja znam Josepha Ratzingera od dziesięcioleci w jego intelektualnej uczciwości i moralnie pewnym osądzie.
A z tego wynika bez wątpienia, że nigdy i w żadnych okolicznościach nie uczynił ani nie pozwolił na nic nieostrożnego lub nawet celowego, co mogłoby wyrządzić szkodę jednostkom lub wspólnocie wierzących.
Jak często psychologowie mylili się w swoich przewidywaniach dotyczących recydywy przestępców. Wynika z tego, że każdy może działać tylko zgodnie z czystym sumieniem i wiedzą na swoim odpowiedzialnym stanowisku.
Konstytucyjnego państwa bez przestępstw poszczególnych obywateli i Kościoła bez grzechów jego poszczególnych członków, choć jest on świętym ciałem Chrystusa według swej istoty (por. Sobór Watykański II, Konstytucja o Kościele Lumen gentium 8), nie będziemy mogli doświadczyć przed Sądem Ostatecznym na tym świecie, a już na pewno nie będziemy mogli z pelagiańskum brakiem samokrytycyzmu wyrwać się z tego upadłego świata. Jesteśmy jednak przekonani, że w końcu Bóg odda sprawiedliwość wszystkim upokorzonym i znieważonym.
Rilinger: Benedykt XVI chce wyjaśnić pewne sprawy i dlatego dobrowolnie zgodził się na współpracę w ich wyjaśnianiu. Eksperci wątpią jednak w jego zdolności pamięciowe, bo nie mógł sobie przypomnieć spotkania po 40 latach i insynuują, że wbrew jego pamięci ówczesny arcybiskup był informowany o przestępczych zachowaniach księży. Czy uważa Eminencja, że jest możliwe, iż Benedykt XVI powołuje się na luki w pamięci, aby zaprzeczyć rzekomym nadużyciom?
Kard. Müller: Tylko Bóg ma w swojej pamięci doskonałą wiedzę o wszystkim, co dzieje się na świecie w ogóle i w najdrobniejszych szczegółach. Istoty ludzkie mają różne stopnie pamięci, ale nikt nie ma pamięci absolutnej. Z naszej przeszłości wiemy w ogólnych zarysach o wydarzeniach i możemy wybiórczo pamiętać pojedyncze słowa i doświadczenia. Czasami też błędnie łączymy rzeczy i myślimy, że - z powodu błędnego skojarzenia - tak musiało być.
To wręcz groteskowe, że chce się przedstawić światu człowieka takiego jak papież senior Benedykt XVI/Jospeh Ratzinger jako kłamcę, przypisując jedno wydarzenie 42 lata później jednemu z setek spotkań, w których, jak mu się wydaje, mógł uczestniczyć lub nie.
Co więcej, błąd nie wynika z jego własnej winy, ale jest przeoczeniem ze strony jego otoczenia. W wieku 94 lat jest nadal w pełni sprawny intelektualnie, ale nie radzi sobie z procedurami operacyjnymi, takimi jak czytanie tysięcy plików na ekranie komputera.
Może jednak przypomnieć sobie, że w tamtym czasie nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, jakie stanowił ten ksiądz pochodzący z diecezji Essen. Co więcej, człowiek ten nie wchodził już w jego krąg widzenia i nie przyciągał negatywnej uwagi aż do wyjazdu Josepha Ratzingera do Rzymu.
Rilinger: Benedykt XVI po 40 latach nie pamięta wszystkich szczegółów. Czy można mu zatem zarzucić „kłamstwo”, jeśli po opublikowaniu opinii biegłego okazało się, że faktycznie uczestniczył w spotkaniu, na którym omawiano obwinionego księdza, choć z protokołu ówczesnego spotkania wynika, że dyskutowano jedynie o zakwaterowaniu księdza, ale nie o jego machinacjach przestępczych. Jako teolog i filozof, jak zdefiniowałby Wasza Eminencja „kłamstwo”?
Kard. Müller: W eseju „Co to znaczy mówić prawdę?” Dietrich Bonhoeffer, w warunkach zagrożenia życia przez państwowy system kłamstwa, w 1943 r. w więzieniu Berlin-Tegel, podaje teologiczną i tylko tutaj rozstrzygającą definicję w przeciwieństwie do jej ideologiczno-agitacyjnej instrumentalizacji: „Kłamstwo jest sprzecznością ze Słowem Boga, które wypowiedział w Chrystusie i na którym opiera się stworzenie. Zgodnie z tym, kłamstwo jest negacją, zaprzeczeniem oraz celowym i świadomym niszczeniem rzeczywistości takiej, jaką stworzył ją Bóg i jaka istnieje w Bogu, i to o tyle, o ile dokonuje się to za pomocą słów i milczenia”." (Dietrich Bonhoeffer, Dzieła 16, 627)
Tak więc to, czy ówczesny arcybiskup Monachium J. Ratzinger brał udział w tym spotkaniu w całości czy w części, nie ma decydującego znaczenia dla faktycznej decyzji o umieszczeniu tego człowieka na monachijskiej plebanii na czas jego psychoterapii. To nic innego jak perfidny upór, który głośno krzyczy o liście obecności i cynicznie trzyma ją przed sobą jak trofeum, podobnie jak tzw. „kobiety ryby” – „poissarden” niosły przed królem Ludwikiem XVI odcięte głowy jego sług na rożnach w demonstracyjnym marszu z Wersalu do rewolucyjnego Paryża (5/6 października 1789).
Codziennie spotykam wielu ludzi z różnych krajów, którzy pytają mnie, jak to możliwe, że w Niemczech papież z ich ojczyzny jest nazywany kłamcą. W obliczu tych wydarzeń można się tylko wstydzić, że jest się Niemcem, tym bardziej, że tak wielu ludzi dobrej woli daje się nabrać na propagandę antykatolicką.
Rilinger: Czy uważa Eminencja, że pułapką było to, iż eksperci nie zwrócili uwagi Benedyktowi XVI na jego błąd dotyczący obecności na spotkaniu, wskazując na niego, ponieważ zaprzeczanie obecności na spotkaniu, gdy obecność jest udokumentowana podpisem na protokole, jest sprzeczne z wszelką logiką?
Kard. Müller: Prawdopodobnie tylko mylnie uważał, że nie uczestniczył w spotkaniu. Nie mógł tego jednak stwierdzić z metafizyczną pewnością. W każdym razie w tym przypadku nie grano fair play. A co do meritum, to jest zupełnie nieistotne, czy on tam był, czy też nie, bo żadna decyzja nie była na nim omawiana i rozstrzygana z powodu zdarzeń istotnych z punktu widzenia prawa karnego. Nikt nie mógł przewidzieć tego, że kapłan przyjęty z litości w tak ordynarny sposób nadużyje gościnności.
Kancelaria powinna też trochę spuścić z wysokiego tonu, bo jej wypowiedzi na temat moralności seksualnej Kościoła znacznie przekraczają jej kompetencje, a w ogóle postawa wszystkowiedzącego po 42 latach jest przyjmowana więcej niż tanim kosztem.
Żadna istota posiadająca jedynie ograniczony umysł nie może całkowicie przewidzieć możliwych skutków ubocznych swoich decyzji, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, nawet jeśli zostały one podjęte z najlepszą wiedzą i sumieniem. Nie mogą tego uczynić także prawnicy i dziennikarze.
Rilinger: Z ekspertyzy jasno wynika, że eksperci uważają, iż nie są w stanie ponad wszelką wątpliwość oskarżyć Benedykta XVI o niewłaściwe działania. Swoją argumentację opierają na domniemaniach, insynuacjach i analogiach, nie potrafiąc przedstawić rozstrzygających dowodów z przytoczonych poszlak. Czy takie podejście nie jest sprzeczne z domniemaniem niewinności w prawie karnym, na które powołują się również eksperci i na które może powoływać się każdy zainteresowany?
Kard. Müller: Ci prawnicy chcą być śledczym, prokuratorem, obrońcą i sędzią w jednym. Wykroczenia w rozumieniu prawa karnego rozpatrują tylko sądy powszechne w państwie. Nieuprawnione jest odwoływanie się do instancji świeckich w sprawie działań administracyjnych biskupów sprawujących swoją posługę duchową. W odniesieniu do jurysdykcji państwowej biskupi i kapłani, podobnie jak wszyscy obywatele, mają równe prawa i obowiązki.
Zleceniodawcy powinni byli wiedzieć, że tylko papież, ze swoimi rzymskimi sądami kościelnymi orzeka o biskupach zgodnie z prawem kanonicznym. A o Benedykcie XVI nikt nie może orzekać w sprawach kościelnych, nawet jeśli ma on obecnie status byłego papieża. Celem takiego dochodzenia może być jedynie wymierzenie sprawiedliwości ofiarom nadużyć seksualnych teraz, jeśli jeszcze do tego nie doszło, oraz postawienie wcześniej nierozpoznanych sprawców przed sądem świeckim lub kościelnym.
Rilinger: Nawet jeśli wyjątkowe zasługi Josepha Ratzingera dla wyjaśniania nadużyć jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary i papieża muszą być postrzegane niezależnie od jego działalności jako arcybiskupa, nie należy jednak ukrywać, w jakim stopniu i z jaką surowością podejmował on działania przeciwko księżom winnym nadużyć seksualnych. Co osiągnął J. Ratzinger i czy w szczególny sposób troszczył się o ofiary nadużyć?
Kard. Müller: Jest on człowiekiem, który jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary i jako papież w decydującym momencie przywrócił na pierwszy plan zaniedbane kościelne prawo karne. Z pewnością, w odróżnieniu od ideologii postępowych, w Kościele nigdy nie było wątpliwości, że seksualne wykorzystywanie małoletnich jest palącą niesprawiedliwością i policzkiem wymierzonym katolickiemu ideałowi kapłaństwa. Ale jakże często ze strony postępowej mówiono o pożegnaniu z „Kościołem Prawa”, zawsze z nadzieją na „Kościół Miłości”, w którym Jezus miał tyle zrozumienia dla grzeszników i w którym przede wszystkim nie należy przesadzać z grzechami przeciwko szóstemu przykazaniu.
Czy to nie właśnie ci, którzy wówczas wyśmiewali go jako „panzerkardynała”, dziś zarzucają mu brak surowości wobec przestępców, choć w tych przypadkach nie ma nawet wątłych dowodów na zaniedbanie?
Rilinger: Ponieważ eksperci nie zdołali skazać kardynała Ratzingera za przestępstwa kryminalne i kościelne przed sądem, nasuwa się podejrzenie, że obecny arcybiskup Monachium kardynał Marx, zlecając ekspertom wykonanie ekspertyzy miał na myśli coś więcej niż tylko wyjaśnienie. Czy można wykluczyć podejrzenie, że oskarżenia te były także próbą wyeliminowania Benedykta XVI - podobnie jak przed nim kardynała Woelkiego z Kolonii - jako przeciwnika tzw. Drogi Synodalnej, którą popiera kardynał Marx?
Kard. Müller: Nie chcę publicznie komentować osoby współbrata ani odpłacać „pięknym za nadobne”. Jest jednak oczywiste, że kręgi wewnątrzkościelne, a tym bardziej antykatolickie nastroje, które osiągnęły moralne dno Kulturkampfu w czasach Bismarcka, wyrządziły kardynałowi Woelkiemu wielką krzywdę jako osobie i tym same siebie zdyskredytowały.
Rilinger: Czy można pogodzić święcenia kapłańskie i biskupie oraz nominację na kardynała z pielęgnowaniem osobistych animozji, nawet z ryzykiem, że Kościół może ponieść znaczne szkody?
Kard. Müller: Największym niebezpieczeństwem od 2000 lat jest zawsze niebezpieczeństwo chęci sprawowania urzędu biskupiego na wzór władców światowych.
Jezus ustanowił uczniów apostołami, a ich następców biskupami, prezbiterami i diakonami, aby głosili Jego Ewangelię, wypraszali Jego łaskę w liturgii i sakramentach dla poszczególnych osób i całego Kościoła, i aby wszyscy doświadczali przez nich pasterskiej miłości Chrystusa.
W polityce nie chodzi o miłość do prawdy, ale o „wolę mocy”. Zadaniem biskupów i papieża jest przemawianie do sumień władców tego świata - także chrześcijańskich - aby okiełznali swą wolę władzy i skierowali swe narody ku pokojowi, sprawiedliwości społecznej, dobrobytowi materialnemu i rozkwitowi kultury.
Rilinger: W raporcie zarzuca się zleceniodawcy, kardynałowi Marxowi bezczynność i tuszowanie spraw. Czy teraz kardynał Marx powinien ponownie złożyć papieżowi swoją rezygnację z funkcji arcybiskupa?
Kard. Müller: Biskup jest ustanowiony przez Chrystusa i jest przed Nim odpowiedzialny w codziennym rachunku sumienia oraz czynnym głoszeniu i dawaniu świadectwa o zbawieniu, które pochodzi od Boga.
Biskup nie jest więc powołany do swojej duchowej władzy i misji przez papieża. Jednak w przypadku poważnej przeszkody, takiej jak choroba lub poważne naruszenie obowiązków, może on zostać zwolniony z faktycznego sprawowania swojego urzędu. Te szukające rozgłosu gesty igrania z posługą sacrum, do której Chrystus, Głowa Kościoła w Duchu Świętym, uzdalnia słabego człowieka, są smutne dla duszy każdego katolika, który żyje i myśli ze swoim Kościołem.
Papież powinien nakazać tej bezgłowej gromadzie, zwanej Niemiecką Konferencją Biskupów, udać się do Rzymu i nie wypuszczać biskupów do powierzonych im wiernych, dopóki każdy z nich nie nauczy się na pamięć III rozdziału soborowej konstytucji Lumen gentium o posłudze biskupa.
„Biskupi zatem, wraz ze swoimi pomocnikami, prezbiterami i diakonami, służą swoim braciom i siostrom, aby wszyscy, którzy należą do Ludu Bożego, i dlatego cieszą się prawdziwie chrześcijańską godnością, w sposób wolny i uporządkowany dążąc do tego samego celu, doszli do zbawienia” (por. LG 18; 20) Doczesnym i wiecznym celem bycia człowiekiem jest najbardziej ścisła komunia z Bogiem w Jezusie Chrystusie, który jest światłem oświecającym każdego człowieka. (por. LG 1)
Rilinger: Kościół podejmuje wysiłek, by pogodzić się z przypadkami nadużyć ze strony duchownych i swoich pracowników. W innych dziedzinach życia społecznego, czy to w sporcie, w opiece nad dziećmi, w innych Kościołach i wspólnotach kościelnych, czy też w rodzinach, nadużycia seksualne obserwuje się w znacznie większym stopniu. Czy wola Kościoła rzymskokatolickiego, by ujawnić i ukarać nadużycia seksualne może być wzorem dla tych innych organizacji?
Kard. Müller: Kościół, wraz z ludźmi, którzy do niego należą, jest częścią społeczeństwa zarówno w dobrym, jak i w złym. „Kościół, w którego łonie znajdują się grzesznicy, święty i zarazem ciągle potrzebujący oczyszczenia, nieustannie podejmuje pokutę i odnowę” (Lumen gentium 8). Kościół w swojej ziemskiej, służebnej formie nie może chlubić się przed światem jako idealna wspólnota absolutnie czystych i bezgrzesznych. Zawsze jednak może przyjąć i realizować na nowo swoje boskie posłannictwo, by być w Chrystusie sakramentem zbawienia dla świata. Któż inny, jak nie Kościół Jezusa Chrystusa, mógłby być powołany do obrony niezbywalnych praw człowieka, a zwłaszcza duchowej i fizycznej integralności naszej młodzieży. Jezus jest wzorem dla nas wszystkich. „Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je” (Mk 10,15-16).
Rozmawiał Lothar Rilinger
tłum. st, tom (KAI/kath.net) / Watykan