W kościele katolickim przeżywamy dziś, 16 maja Święto św. Andrzeja Boboli, prezbitera i męczennika.
Apostoł Pińszczyzny, za jego namową król Jan Kazimierz ogłosił Matkę Bożą Królową
Polski – pisze ks. Arkadiusz Nocoń w felietonie dla portalu www.vaticannews.va/pl i
Radia Watykańskiego. 16 maja obchodzimy święto św. Andrzeja Boboli (1591-1657),
prezbitera i męczennika, od 2002 roku drugorzędnego Patrona Polski. Beatyfikował go
Papież Pius IX, a kanonizował Pius XI. Jego relikwie znajdują się w warszawskim
kościele jezuitów.
Andrzej Bobola urodził się 30 listopada 1591 r. w Strachocinie k. Sanoka w rodzinie
szlacheckiej. W roku 1611 wstąpił do Towarzystwa Jezusowego w Wilnie, gdzie odbył studia
filozoficzne i teologiczne. Z zapisków jego przełożonych dowiadujemy się, że jako
młodzieniec miał charakter trudny i porywczy, jednak dzięki wytrwałej pracy nad sobą stał się
uosobieniem dobroci i łagodności.
Wyświęcony na kapłana (1622 r.) pracował w Nieświeżu, Wilnie, Warszawie i innych
miejscowościach. Wszędzie dał się poznać jako natchniony kaznodzieja i gorliwy
duszpasterz, który nie tylko odważnie głosił wiarę katolicką, ale śpieszył także z pomocą
chorym i biednym. Całkowicie oddany Bogu i Maryi (to m.in. pod jego wpływem król Jan
Kazimierz ogłosił Matkę Bożą Królową Polski), w ostatnim okresie swego życia działał jako
misjonarz w okolicach Pińska. Swoim nauczaniem, modlitwą i pokutą (odżywiał się
najczęściej chlebem i wodą) zdołał tam pozyskać dla Kościoła katolickiego bardzo wiele
dusz. Z tego powodu, już za życia, nazywano go „duszochwatem”, czyli „łowcą dusz”, oraz
„apostołem Pińszczyzny”.
Z encykliki „Invicti athletæ Christi” Papieża Piusa XII, wydanej z okazji 300-lecia śmierci św.
Andrzeja Boboli: „Jego życie jaśniało blaskiem prawdziwej wiary. Płonął wielkim
umiłowaniem Boga i bliźniego. Gdy tylko mógł, spędzał długie godziny przed Najświętszym
Sakramentem i wedle sił wspierał wszelką nędzę i wszelkie potrzeby. Nic zatem dziwnego,
że ten bojownik Chrystusa, wyróżniający się takimi przymiotami ducha, tyle zdziałał, i że jego
praca apostolska przyniosła tak wiele zbawiennych owoców. Nie szczędził sił w głoszeniu
prawdziwej wiary, sam tą wiarą żył i za nią oddał w ofierze swe życie. Przerazić może
wspomnienie okrutnych cierpień, które zniósł nieustraszony w wierze polski męczennik, a
świadectwo przez niego złożone zalicza się do najszlachetniejszych pośród tych, które sławi
Kościół”.
Istotnie, apostolskie sukcesy Andrzeja Boboli wywołały wobec niego nienawiść innowierców.
Jak była wielka dowiadujemy się z opisu jego męczeństwa. 16 maja 1657 r. do Janowa
Poleskiego, gdzie akurat przebywał, wpadli Kozacy. Nie uciekał przed nimi, choć przyjaciele
przygotowali mu w lesie kryjówkę. Najpierw zdarto z niego sutannę, a potem przywiązano do
słupa i biczowano, usiłując zmusić do wyparcia się rzymskiego wyznania. „Jestem kapłanem
katolickim – odpowiadał – urodziłem się w katolickiej wierze i w tej wierze chcę umrzeć”.
Wybito mu zęby, wyrwano paznokcie, a z gałęzi wierzbowych upleciono koronę, na wzór
Chrystusowej. „Jestem kapłanem katolickim...” – powtarzał. Zawleczono go do rzeźni i
rozciągnięto na stole: na plecach wycięto mu nożem ornat, na głowie tonsurę, a krwawiące
rany posypano plewami. Nie mogąc znieść jego wołania: „Jezu”, „Jezu”, odcięto mu język,
wargi i nos, i powieszono głową na dół, cały czas naigrawając się z niego. Pomimo tortur,
wciąż jednak żył, jakby wzywając do opamiętania. Na próżno. Drgające w konwulsjach ciało,
opuszczono wreszcie na ziemię i podcinając mu gardło, zakończono jego mękę.
Równie tragiczne jak życie Andrzeja Boboli były losy jego relikwii, które mimo upływu
wieków, zachowały się w dobrym stanie. W roku 1922, po otworzeniu trumny, bolszewicy
najpierw zdarli z męczennika ornat, a następnie, uderzali nim o ziemię, przekonani, że się
rozpadnie. Nie rozpadł się, a jego kult jeszcze się umocnił. Relikwie postanowiono więc
zniszczyć, ale uratowała je szalejąca w Rosji klęska głodu. Za przesłane przez Watykan
zboże, zgodzono się je przekazać Stolicy Świętej. W zaplombowanym wagonie, z 2
zaznaczeniem, by relikwie nigdy nie trafiły do Polski, wysłano je do Rzymu. Na skrzyni
umieszczono napis: „Cenna statua, dar dla Muzeum Watykańskiego”.
W roku 1920, gdy od wschodu szła sowiecka nawała, a nad Polską pojawiło się widmo
niewoli i okrutnych prześladowań, arcybiskup Warszawy, ks. kardynał Aleksander Kakowski
zarządził za wstawiennictwem bł. Andrzeja Boboli nowennę, a relikwię jego ręki kazał nieść
w procesji po ulicach Warszawy. W ostatnim dniu nowenny armia polska odniosła nad
bolszewikami wielkie zwycięstwo, zwane popularnie „cudem nad Wisłą” w 1920 r.
Ks. Arkadiusz Nocoń / vaticannews.va/pl