Trzeba szukać realnego spotkania z niewierzącymi – podkreśla bp Wiesław Śmigiel, który od niedawna przewodniczy Komitetowi Episkopatu ds. Dialogu z Niewierzącymi. Zdaniem biskupa takie próby powinny być dziś podejmowane w polskich diecezjach, bo takie osoby mogą wiele Kościół nauczyć, na przykład pokory. Tymczasem, jak przyznaje Kościół nie do końca potrafi z nimi rozmawiać, jest bezradny i woli dialogu unikać. "Nie wolno wpadać w stereotyp, że człowiek niewierzący to człowiek zły albo gorszy" - przestrzega biskup pomocniczy z Pelplina.
KAI: Skoro w Episkopacie powstał specjalny Komitet ds. Dialogu z Niewierzącymi, to znaczy, że docenia on sprawę kontaktu z takimi osobami. Taki dialog jest niewątpliwie potrzebny, ale chyba raczej trudny?
– Nie oszukujmy się. Nie jest to dialog łatwy. Bywa, że ci, których ma on dotyczyć nie są zainteresowani, by go prowadzić.
KAI: Może trzeba podać rękę, dodać odwagi?
– Pewnie nawet nie bardzo sobie wyobrażają, jak taki dialog mógłby wyglądać... Ale my też musimy się nad tym zastanowić. To nie jest proste. Ale jest konieczne.
KAI: Kim są dzisiejsi niewierzący. Czy to ochrzczeni, ale niepraktykujący?
– Największa grupa to ci, którzy zostali ochrzczeni i nawet przez jakiś czas funkcjonowali w Kościele, ale z różnych powodów zdystansowali się od niego. Używamy dziś takiego właśnie pojęcia: osoby dystansujące się od Kościoła. To w naszej, polskiej sytuacji jest pojęcie bardziej adekwatne. To jedna grupa.
Druga to osoby, które urodziły się i dorastały bez wiary, jakiejkolwiek. Tacy, którzy nigdy nie mieli okazji nawet dotknąć środowiska wiary. Moim zdaniem jest to jednak grupa stosunkowo mała. Nawet w czasach komunistycznych, ci ideowi działacze starali się, aby ich dzieci były ochrzczone. Sami manifestowali niechęć do Kościoła, byli wierni ideologii, ale duszy własnych dzieci nie chcieli mieć na sumieniu. Dzieci były chrzczone, szły do pierwszej Komunii. Potem było już różnie.
KAI: Jak rozmawiać z takimi osobami?
– Ten dialog powinien polegać na tym, by w oczach tych ludzi dokonać swoistej demitologizacji Kościoła. Dla niektórych z nich Kościół jest swoistą instytucją represyjną. Ich obraz Kościoła zbudowany jest na podstawie szczątkowych informacji, przekazów medialnych. Te, niestety, nie zawsze bywają dobre.
Tak, to właściwe słowo: demitologizacja. Ale polegająca na rozmowie. Niewierzący też mają nam wiele do powiedzenia. Mogą nas wiele nauczyć. Przede wszystkim pokory. Ja mam doświadczenia ze środowiskami akademickimi. Tam młodzi ludzi dystansują się od Kościoła, ale jak poznają jakiegoś księdza, który ich przekona, porwie, to go zaakceptują. Ale to nie przekłada się na ogólne widzenie Kościoła.
KAI: Jak więc rozmawiać z niewierzącymi?
– To są ludzie poszukujący, bo rzadko zdarzają się ludzie absolutnie zamknięci na argumenty. Każdy ma swoją historię życia – bywa, że dramatyczną. Trzeba ich koniecznie wysłuchać. Mogło się zdarzyć, że byli skrzywdzeni, przynajmniej w ich odczuciu.
KAI: To może nie być łatwe.
– Z pewnością. Myślę, że nie do końca potrafimy rozmawiać z niewierzącymi. Jesteśmy bezradni. Wolimy unikać takich rozmów. Nie wiemy, jak się zachować. Na przykład: idziemy do sklepu czy biura i mówimy "Szczęść Boże". W odpowiedzi słyszymy: "dzień dobry". My się wtedy usztywniamy, unikamy tych ludzi, myślimy: to wróg albo ktoś gorszy. To nie wróg! Odpowiedzmy mu też: dzień dobry. Przecież to też pozdrowienie. Uśmiechnijmy się. Przecież nie wszyscy muszą witać się "Szczęść Boże". Może nawet nie wszyscy to pozdrowienie znają. Bądźmy dla naszego rozmówcy pełni szacunku i zrozumienia. Podstawowa sprawa: nie wolno unikać rozmów z niewierzącymi. Trzeba się z nimi kulturalnie porozumiewać i szukać płaszczyzn porozumienia.
KAI: Ta płaszczyzną jest przede wszystkim sam człowiek.
– Człowiek, jego problemy, jego dobro. Tą płaszczyzną jest kultura, sztuka, ale i codzienne życie. Z każdym przecież można znaleźć wspólną płaszczyznę. Patrząc na programy partii lewicowych to – odrzucając postawy moralne – zgadzamy się i rozumiemy propozycje socjalne. W pewnym sensie możemy się pod nimi podpisać. Gdy mówią o pomaganiu ludziom zmarginalizowanym, odrzuconym my się z tym zgadzamy. A to już jest jakaś płaszczyzna.
Nie wolno się zamykać na ludzi niewierzących. Wielu z nich to ludzie szlachetni. Nie wolno wpadać w stereotyp, że człowiek niewierzący to człowiek zły albo gorszy.
KAI: Czy celem dialogu z niewierzącymi miałoby być ich nawracanie?
– Raczej dyskretna ewangelizacja. Przedstawianie nauki Kościoła. Wiem, że niewierzący są tym zainteresowani, ale nie wolno być nachalnym. Nie wolno rozmawiać z pozycji kogoś lepszego. Ale przede wszystkim rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać i ...słuchać.
KAI: I dawać wybór? Pokazywać, że jest inna droga?
– Może nie mieli dotąd takiej świadomości. I trudno im się dziwić. Jeśli ukształtowani byli w takim duchu, że Kościół to tylko nakazy i zakazy to czemu się dziwić. Powinniśmy im pokazać, że tak nie jest, że Kościół pozwala się rozwijać. A oni niech już sami zdecydują. Ale niech wiedzą, bo bywa, że nie wiedzą.
Dziś ludzie podróżują, wyjeżdżają za granicę za chlebem. Tam są oderwani od korzeni chrześcijańskich. Przesiąkają pseudo-nowoczesnym duchem laickim. Za granicą rodzą się dzieci. Potem te rodziny wracają. I bardzo dobrze, Bogu dzięki! Ale wracają z całym tym laickim bagażem. Niestety, bardzo często wracają jako niewierzący lub dystansujący się od Kościoła.
KAI: W której grupie wiekowej osób niewierzących jest najwięcej?
– To ludzie w średnim wieku. Do dzieci docieramy z katechez, dzieci między sobą wymieniają się wiadomościami. Starsi spotykają się w kościele. Ludzie w średnim wieku nie. Oni są zapracowani, spotykają się na przykład na siłowni, na imprezach integracyjnych. A Kościół? Kościół nie jest dziś modny. Wiara nie jest modna. Jak ktoś żyje w świecie Internetu, to lepiej nie manifestować wiary. Lepiej Kościół kontestować.
KAI: To duże wyzwanie i pracy przed Księdzem Biskupem wiele.
– Przed całym polskim Kościołem wiele pracy. Jesteśmy trochę uśpieni tym, że może w naszej parafii relacje z niewierzącymi to nie jest najważniejsze zadanie duszpasterskie. Ale ten problem jest bliski, musimy się na niego przygotować. On już jest, a będzie coraz większy. Dlatego trzeba szukać realnego spotkania, areopagu. Moim pragnieniem jest, by zachęcić biskupów, aby podejmowali takie próby w diecezjach.
Trzeba szukać ludzi, którzy będą potrafili taki dialog prowadzić. Żeby nie urazić niewierzących, nie zdyskredytować ich, nie zniechęcić. Czasami jedno słowo może zniechęcić człowieka do Kościoła na lata, czasem na całe życie. Kościół w Polsce dojrzewa do takich rozmów. Kiedyś słyszało się: jacy niewierzący? Nie ma ich! Są, będą i to coraz więcej. Musimy być na nich otwarci. Musimy ich przekonać, że nie gramy w drużynach przeciwnych. Gramy w jednej drużynie. Gramy po to, by świat był lepszy. Musimy dbać o ten świat tak, jak zachęca nas do tego papież Franciszek.
Rozmawiała Jolanta Roman-Stefanowska