Dzisiaj już zatarła się w pamięci potomków data narodzin Maksymiliana Orłowskiego. Pewnym jest, że ochrzczony był w kościele w Osieku. Można jednak zajrzeć na cmentarz w Kasparusie i odczytać, że urodził się 15 lipca 1882 r. Rodzina Maksymiliana nie pamięta też, gdzie się urodził. Mówią, że prawdopodobnie w Suchobrzeźnicy. Te fakty jednak wcale nie są tak bardzo istotne, ponieważ ród pamięta o tym, co najważniejsze, co sprawia, że człowiek ten jest godzien zwać się patriotą i bohaterem.
Maksymilian wychował się w wielodzietnej, wiejskiej rodzinie. Miał jeszcze pięciu braci. Ożenił się z Anastazją z d. Talaśka - jedynym dzieckiem piekarza z Osiecznej. Gospodarowali na 15 hektarowym gospodarstwie w Suchobrzeźnicy. Tam przyszło na świat siedmioro ich dzieci: Wiktor, Władysław, Marta, Klara, Tekla, Bronisław i Wanda.
Zwyczajne, wypełnione modlitwą, ciężką pracą, zmaganiem się ze smutkami i radościami dni, przerwała II wojna światowa. Jak wszyscy Polacy przez sześć dramatycznych lat, tak i Orłowscy, żyli w biedzie i nieustannym strachu, ciągle ocierając się o śmierć. Jednak silniejsza od strachu była miłość! Miłość, która wyrażała się zawsze szczerym, otwartym sercem, pomocą z narażaniem własnego życia. Takiej miłości chrześcijańskiej uczyło się każde pokolenie Polaków od swoich rodziców. Taka wzajemna, braterska miłość brała się z miłości do Boga i zniewolonej Ojczyzny. Nie każdy był żołnierzem, nie każdy walczył z wrogiem na pierwszej linii frontu, ale każdy świadomy, miłujący Ojczyznę Polak walczył po swojemu, zgodnie z sumieniem.
Losy Ojczyzny naszej bardzo leżały na sercu Maksymilianowi, dlatego zatroszczył się o grupę partyzantów z Gryfa Pomorskiego, która ukrywała się w lesie na Pieczyskach. Ta wojskowo-cywilna organizacja konspiracyjna o charakterze katolickim, działała na Pomorzu od 1941 aż do 1945 roku. Od roku 1944 niepodległościowa działalność Gryfa narażona była z jednej strony na ataki okupanta, a z drugiej przeszkadzała tworzącym się strukturom komunistycznym.
Dla Maksymiliana najważniejsza była miłość. Wywoził kilkakrotnie w pobliże bunkra na Pieczyskach kartofle, cielaki, aby partyzanci nie musieli martwić się o jedzenie. Wiedział, że chrześcijanin nie może być obojętny. Karmił innych, gdy w domu brakowało jedzenia dla siedmiorga dzieci. Anastazja ze łzami odprowadzała męża wzrokiem utkwionym w ciemności nocy. Nie wiedzieli oboje, że mieli wroga i zdrajcę wśród swoich. Nie wiedzieli, że jest we wsi ktoś, kto też wpatrywał się w czeluści nocy i dostrzegł bezgłośną furmankę powożoną przez Maksymiliana Orłowskiego. Zdrada kosztowała największą cenę – ofiarę z życia. Skatowany przez Gestapo podczas przesłuchiwania na posterunku w Osieku wydał ostatnie tchnienie. Z dumą opowiadają o tym najstarsze wnuczęta Maksymiliana- pani Irena Suchomska (1947), córka Bronisława i pan Stanisław Redzimski (1946), syn Wandy.
W niedzielę, 8 listopada w Kasparusie miała miejsce niezwykle wzruszająca uroczystość. Po Mszy świętej została odsłonięta i poświęcona tablica upamiętniająca Maksymiliana Orłowskiego, tego, który podobnie jak ewangeliczna wdowa, oddał wszystko co miał dla Ojczyzny. Przy tablicy zebrali się mieszkańcy Kasparusa i licznie zgromadzona rodzina bohaterskiego dziadka, pradziadka i prapradziadka. W uroczystej ceremonii udział wzięli również członkowie chóru parafialnego ze Skórcza. Swoją obecność zaznaczył wymownie Duch Święty. Byliśmy świadkami, jak wnuk Maksymiliana - Stanisław Redzimski, odsłania tablicę, a ksiądz Karol Gierszewski święci ją. Wierzymy, że wspólnotowa modlitwa i tablica są miłym Bogu przypomnieniem o jego wiernym synu Maksymilianie. Dla potomnych zaś, ten wygrawerowany zapis, niech będzie nauką, żywą lekcją miłości, historii i wierności Bogu. Postawa Maksymiliana ma swoją kontynuację w jego potomkach, których także cechuje dobroć, hojność dla Boga i bliźniego, którym losy Ojczyzny leżą bardzo na sercach.
Grażyna Kościelna