Święty Szczepan, o którego męczeństwie czytamy dzisiaj w Dziejach Apostolskich, jest jednym z wielu przykładów na to, iż mówienie prawdy bywa niebezpieczne. Może ono bowiem doprowadzić do wściekłości słuchających, a mówiącego przyprawić o śmierć. Posługiwać się w życiu prawdą trzeba zawsze, ale czy istnieją sytuacje kiedy lepsze jest milczenie? Jeden ze spowiedników z rzymskiej bazyliki Santa Maria Maggiore powiedział kiedyś, podczas homilii, że nie zawsze mówienie (prawdy) jest rzeczą słuszną. Czasami lepiej jest milczeć. Jak zatem pogodzić świadectwo świętego Szczepana i słowa doświadczonego kapłana?
Aby lepiej zrozumieć ten pozorny konflikt postaw, najpierw przyjrzyjmy się ostatnim chwilom życia Szczepana. Wypomniał on współczesnym mu Żydom zatwardziałość serc, oporność na słuchanie Boga. Swoje słowa oparł o fakty (prawdę) – zabicie Jezusa, pomimo znaków i słów, których dokonał za swojego ziemskiego życia, Jego zmartwychwstanie i świadectwo uczniów o spotkaniach z Nim. Prawda wytknięta Żydom „prosto w oczy” doprowadziła ich do wściekłości i w konsekwencji do ukamienowania Szczepana. On jednak do samego końca modlił się za swoich prześladowców. Dowiódł tym samym, iż prawda, którą głosił, miała na celu nawrócenie oprawców. Mówienie prawdy o Bogu może doprowadzić do wściekłości także naszych rozmówców. Kiedy zatem należy podjąć to ryzyko?
Święty Szczepan wypomniał prawdę ludzkich grzechów i słabości, ale uczynił to pragnąc nawrócenia słuchaczy, świadcząc własnym życiem o prawdziwości wypowiadanych słów. Mówił bezpośrednio do Żydów, a nie za ich plecami. Gdy ja posługuje się prawdą o innych, lecz czynię to w ramach OBMOWY, wówczas jestem podobny nie do Szczepana, ale do tych, którzy rzucali w niego kamieniami. W takich chwilach lepiej milczeć aniżeli posługiwać się prawdą dla szukania własnej korzyści. Prośmy zatem, za wstawiennictwem świętego Szczepana, o to, abyśmy nigdy nie musieli milczeć. Niech wypowiadane przez nas słowa prawdy, zwłaszcza tej trudnej, zawsze będą pełne miłości i mają na celu dobro własne oraz naszych bliźnich.
Ks. Marcin Wojtasiak