Miłość pomimo
„Słyszeliście, że powiedziano: <Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził>” (Mt 5,43). To stwierdzenie brzmi bardzo groźnie, wręcz złowieszczo. Na próżno jednak doszukiwać się zapisanego tak literalnie nakazu Starego Testamentu. Można jednak mniemać, że takie prawo funkcjonowało w formie niepisanej, mniej oficjalnej. Musiały te zasady funkcjonować powszechnie, skoro Jezus użył ich jako swoistego cytatu.
Nauczanie Chrystusa wprowadza w tę dziedzinę ludzkich kontaktów odważną rewolucję. Miłować należy nieprzyjaciół, co więcej powinno też modlić się za swoich prześladowców (Mt 5,44). To chyba jeden z najbardziej trudnych do wypełnienia nakazów nowotestamentowej etyki. Nie jest to nakaz tylko dla nakazu. Jest w nim głębia Bożej miłości. Tylko wtedy, gdy serce otworzymy dla innych, mamy szansę stawania się dziećmi Ojca, który jest w niebie (por. Mt 5,45). Od Boga właśnie uczyć się musimy owej otwartości także na człowieka, który do grona zaufanych i przyjaciół nie należy. Bóg bowiem sprawia, że ta samą pogodą obdarzeni są sprawiedliwi i niesprawiedliwi (por. Mt 5,45).
Pytać możemy jeszcze o kolejne motywy miłowania innych. Miłość nie może być targiem: kocham bo ty kochasz. Miłość jest obdarowaniem pomimo. Miłość nie patrzy przez pryzmat wad i niedoskonałości. Ona umie przejść ponad nienawiścią i wrogością. Widzi w drugim bliźniego, jego godność i dziecięctwo Boże.
W jaki sposób wyzbywać się nienawiści? Trzeba umieć wybaczać. Więcej! Należy wypracować w sobie cnotę przebaczania. Ona pozwoli widzieć każdego człowieka w jaśniejszych barwach. Nie będzie on już wrogiem, choć też nie musi być przyjacielem.
Odważnie więc trzeba otworzyć swój rejestr kontaktów międzyludzkich. Znajdą się tam przyjaciele, przygodni znajomi, będą też trudni bracia i siostry. Jaka jest wobec nich moja postawa? Jakim jestem dzieckiem Ojca niebieskiego?
Ks. Andrzej Szopiński