„Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: Odszedł od zmysłów” (Mk 3, 20-21)
Wyobraź sobie sytuację, kiedy jako dziecko otrzymałeś jakiś wartościowy, dla Ciebie bardzo cenny prezent, taki którym nie chciałeś się podzielić z innymi domownikami (rodzeństwem) czy kolegami z podwórka. Może to były jakieś drewniane klocki, albo jakaś lalka. Czy patrząc dzisiaj z perspektywy wielu lat na taką sytuację, zastanawiasz się, że to nie była właściwa postawa?
I tak bywa w naszym życiu, nawet dzisiaj, kiedy jesteśmy starsi o kilka czy nawet kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat. Modląc się do Boga chcemy, aby to On tylko nam pomagał. Przyjmując Jezusa do swojego serca chcemy, aby On tylko w nas działał. Również może być tak, że nie wyobrażamy sobie, żeby działał w życiu np., mojego sąsiada, a jak widzę, że ktoś otrzymuje łaski od Boga to wypominam, zazdroszczę? I to nie jest właściwa postawa. Przyjmując Jezusa do swojego życia, do swojego serca z wielką miłością powinniśmy być szaleńcami – przekazywać dalej Jezusa, mówić o Nim, być świadkami – po prostu nie zatrzymywać Go tylko dla siebie.
W dzisiejszej Ewangelii słyszymy słowa, że Jezus „odszedł od zmysłów”. Dlaczego? Niezrozumiałe było dla Jego bliskich, że oddawał się cały tłumom ludzi, dawał się chorym, potrzebującym, nauczał, uzdrawiał. Może to było z troski, że nawet nie miał czasu na posiłek. Może w bliskich Jezusa było poczucie, że ich zaniedbuje, nie ma dla nich czasu. Ale Jezus w szaleńczej miłości do człowieka przyszedł na świat nie dla jakiejś elitarnej grupy ludzi, ale dla każdego człowieka.
Czy będę starał się nie zatrzymywać Jezusa tylko dla siebie? Czy chcę się z Nim dzielić?
dk. Aleksander Wisniewski